Dzieci tej brudnej ulicy, nikt tu z nimi się nie liczy. Zostawione same sobie, Ojciec pije, matka w grobie. Wychowują je te bloki, kumple jedną rodziną. Tutaj rządzi prawo pięści, twarde pięści tu nie zginą. Bez dzieciństwa, bez miłości, bez nadziei, bez przyszłości, bez śniadania, bez kolacji, bez opieki, bez wakacji, bez pieniędzy i bez marzeń, bez rodziny, pełni wad, nie pieści się z nimi świat. Odstawione na margines, nikt problemu ich nie widzi. Są pomiędzy złem i dobrem, małe dzieci, mały problem. Wszyscy o nich zapomnieli, bo wygodnie, bo tak chcieli. Ale kiedyś z młodych gniewnych, wyrosną starzy wkurwieni. Bez dzieciństwa, bez miłości, bez nadziei, bez przyszłości, bez śniadania, bez kolacji, bez opieki, bez wakacji, bez pieniędzy i bez marzeń, bez rodziny, pełni wad, nie pieści się z nimi świat. Przypomną o sobie w bramie, w zaułku tej ulicy. Dasz nam teraz czego chcemy, albo siłą to weźmiemy. Bez dzieciństwa, bez miłości, bez nadziei, bez przyszłości, bez śniadania, bez kolacji, bez opieki, bez wakacji, bez pieniędzy i bez marzeń, bez rodziny, pełni wad, nie pieści się z nimi świat.